24.3.08

Jose Carlos Fernandes - wywiad


Z zawodu inżynier środowiska, komiksem zajął się dość późno, bo w wieku 25 lat, kiedy znudziła go praca na uczelni. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że historia obrazkowe to jest właśnie to, co tygrysy lubią najbardziej. Ma na koncie wiele albumów, a w Polsce ukazała się właśnie „Najgorsza kapela świata”, która pośród jego dokonań zajmuje jedno z najwyższych miejsc. To bardzo gęsta, nasycona refleksją i kulturowymi odniesieniami obrazkowa proza o wyimaginowanym mieście, którego mieszkańcy oddają się absurdalnym zajęciom. Choć świat wykreowany przez Fernandesa może wydawać się odległy, w gruncie rzeczy ma wiele wspólnego z naszym. Autor lubi ponoć polską poezję, w szczególności Szymborską i Herberta – i jak sam stwierdził na spotkaniu autorskim – nie jest to tylko kurtuazyjna anegdotka z okazji wizyty na Warszawskich Spotkaniach Komiksowych.

A teraz już po tak zwanym wstępie, mięsko – czyli ( w końcu) wywiad.

Czy komiks w Portugalii zajmuje tak wysokie miejsce w kulturze jak we Francji i Belgii, czy podobnie jak w Polsce - dopiero walczy o swoje miejsce?
Chciałbym, żeby ten rynek wyglądał tak, jak we Francji, ale oczywiście tak nie wygląda. Starsze osoby są przywiązane do komiksu francuskiego i belgijskiego, ale młodsze pokolenie czyta na ogół komiksy amerykańskie i mangę. To jest mały rynek i w jego ramach autorzy portugalscy, nie są niestety jakąś silną reprezentacją.
Na okładce „Najgorszej kapeli świata”, możemy przeczytać, że jest to Twoje „opus magnum”. Jak rozumiem, jesteś bardzo przywiązany do tego komiksu?
To nie ja napisałem, że jest to moje opus magnum, tylko wydawca (śmiech). Ze mną jest tak, jak chyba ze wszystkimi twórcami - to nad czym aktualnie pracują staje się dla nich najważniejsze. Nad „Najgorszą kapelą świata” nie pracuję już od kilku lat i od tego czasu stworzyłem 3 nowe serie, ale mogę powiedzieć, że jest ona dla mnie bardzo istotnym dziełem.
Dlaczego?
Dlatego, że wcześniej pisałem i rysowałem krótkie historie, a „Najgorsza kapela…” jest pierwszym dłuższym komiksem. Tutaj też są wprawdzie krótkie historie, ale jest jedność miejsca i akcji. Cieszę się również z tego, że udało mi się w tym wypadku połączyć ironię z ciepłem i czułością.
Twój album ma bardzo literacki charakter. Wielokrotnie przywołujesz innych twórców, a w prawie wszystkich rozdziałach zredukowałeś akcję na rzecz przemyśleń bohaterów. Jak pracowało ci się nad taką formą komiksu?
Mój sposób pracy jest dosyć swobodny. Wychodziłem od tego, żeby opowiedzieć pojedynczą historię jakiegoś mieszkańca. Jeśli udało mi się to powiązać z wątkiem drugiego mieszkańca, to dobrze. A jeśli nie, wtedy nie przejmowałem się tym zbytnio. „Najgorsza kapela…” ma otwartą strukturę, nie istnieje żaden spis ulic miasta, ani spis obywateli. Aczkolwiek robiłem sobie notatki, żeby się w tej plątaninie sam nie pogubić (śmiech). Kiedyś odwiedził mnie portugalski dziennikarz zajmujący się komiksem i był bardzo zawiedziony, że nie znalazł u mnie w mieszkaniu mapy miasta. A był przekonany, że przy takiej ilości ulic i bohaterów muszę ją mieć.
Czy absurdalna rzeczywistość stworzona w „Najgorszej kapeli świata” jest odpowiedzią na absurd naszego świata? Czy pełni zupełnie inną rolę?
Chodzi o to, żeby przedstawić absurd naszego świata, oczywiście w bardzo wyraźny sposób. Pewna kobieta w Portugalii pisała magisterkę z komiksu, gdzie poświęciła jakiś tam fragment „Najgorszej kapeli świata” pisząc, że ja w swoim komiksie chcę przekształcić absurd w codzienność. To mnie naprawdę przeraziło, bo zupełnie nie o to mi chodziło. Zrozumiała moje intencje zupełnie odwrotnie. A moja intencja była taka, żeby przyjrzeć się naszej rzeczywistości i wydobyć z niej absurd.
Gdyby to od Ciebie zależało, jaki następny Twój komiks przeczytamy po polsku, co najchętniej byś wydał?
Wydałbym „Black box stories”. Jest to seria, do której napisałem scenariusz, a rysuje ją wiele osób. Ma trochę podobną formę, do „Najgorsza kapeli…”, ale poszczególne wątki nie są ze sobą związane, jednak zawiera w sobie jeszcze więcej absurdalnych wydarzeń. Ja bardzo lubię opisywać absurd, bo uważam, że jest to główny cel sztuki w ogóle. To znaczy, artysta powinien patrzeć na to, co powszechnie wydaje się normalne i wyciągnąć z tego, coś „ponad”, coś, czego nie widać. Tym bardziej, że wiele rzeczy wydaje się nam naturalne i zwykłe, a w gruncie rzeczy tak nie jest. Jako czytelnik lubię realizm, ale jako twórca mam właśnie taką skłonność do widzenia pewnych rzeczy – jako absurd właśnie.


PS. Nie zapytałem Fernandesa o czapkę, a bardzo mnie korciło. Teraz żałuję.




1 komentarz:

tO mY: pisze...

krotko, na temat. Nie mialem okazji jeszcze spotkac sie z autorem, ale nadrobie, najpozniej 8 kwietnia w Lizbonie :-) pogadam, obfotografuje z kazdej strony i spytam o czapke :-)

pzdr
qba