27.5.08

Spotkanie komiksowe w Poznaniu 29.05

rys. Ada Buchholc


Z cyklu mały lansik. Jeśli jesteście w Poznaniu 29 maja to zapraszam na spotkanie poświęcone powieści graficznej. To będzie panel dyskusyjny, w którym wystąpią: Witek Tkaczyk, Jakub Bąk z Radia Afera i ja. Myślę, że może być wesoło. Szczegóły tutaj www.glosnasamotnosc.pl
Głośna Samotność, ul. Ratajczka 18, godz. 19.

Czuwaj!

23.5.08

Konkurs Alois Nebel. Nagrody przyznane!

na zdjęciu autorzy "Alois Nebel"

Na Aloisowy konkurs przyszło naprawdę sporo maili. Ponad 130! Ale wiele z nich zawierało błędną odpowiedź. Poprawna odpowiedź to odpowiedź B), czyli AARGH!
Jeden album z autografem powędruje do: MICHAŁA CIERPIAŁY,
a drugi do MARCINA WITKOWSKIEGO

Gatuluję.

Tymczasem trwa długi weekend. Choć ja długi weekend (trochę przymusowo) mam od ponad 2 tygodni:) ale wcale nie jest to takie fajne.

18.5.08

Japoński naturalista


Nadrabianie zaległości na polskim rynku komiksowym trwa. Niedawno mieliśmy nowego Eisnera, w końcu pojawili się De Crecy i Igort, a teraz doczekaliśmy się Yoshihiro Tatsumi.
A Tatsumi w świecie japońskiego komiksu to nie byle kto. Jego wartości nie należy jednak mierzyć sprzedanymi albumami, ale wkładem w rozwój współczesnej mangi. Porównuje się go często do Willa Eisnera. Całkiem słusznie, ponieważ Tatsumi w 1957 wymyślił pojęcie „gekiga” (dramatyczne obrazy), które miało spełnić rolę zbliżoną do „graphic novel”. Początkowo „gekiga” służyło twórcy do określenia własnych prac, ale z czasem znaczenie wyrazu rozszerzyło się na inne alternatywne mangi. Dość charakterystyczną cechą „gekiga” jest spokojny, bardziej realistyczny styl, pozbawiony wielkich oczu, rozbuchanego kadrowania czy tzw. „speed lines”. Widać to wyraźnie nie tylko u Tatsumi, ale też u takich twórców jak Kazuichi Hanawa, Jiro Taniguchi. W przypadku samego Tatsumi określenie „dramatyczne obrazy” wydaje się bardzo trafne i idealnie oddaje jego stosunek do sposobu przedstawiania świata. O ile Eisner ukazując swoich bohaterów w tragicznych sytuacjach, ma dla nich sporo życzliwości i ciepła, Japoński artysta jest o wiele bardziej sceptyczny w swoich poglądach na ludzką naturę, a w jego mniemaniu homo sapiens są bezwzględni, mściwi i nieobliczalni. „Kobiety” to właśnie taki naturalizm bez jakiegokolwiek cienia nadziei. Album składa się z 6 opowiadań przedstawiających różne losy przedstawicielek płci pięknej w kryzysowych sytuacjach. Jedna po stracie ukochanego decyduje się na życie prostytutki, inna wykańcza swojego niepełnosprawnego męża, a kolejna desperatka wiąże się z bezczelnym i pozbawionym uczuć biznesmenem. Tatsumi w szorstki i bezpośredni sposób ilustruje życie wielkomiejskiej Japonii w czasie recesji gospodarczej. Życie, w którym miłość, współczucie i wewnętrzny spokój straciły na wartości, a ci którzy jeszcze w nie wierzą, marnie kończą. Mocny i bezpretensjonalny album - zarówno graficznie, jak i fabularnie.

Yoshihiro Tatsumi, Kobiety, Kultura Gniewu. Warszawa 2008.



14.5.08

Sakai w Przekroju i prasówka

W jutrzejszym numerze "Przekroju" wywiad ze Stanem Sakai, którego fotograf Kuba Dąbrowski namawiał, aby do zdjęcia przybrał pozę samuraja. Efekty rozmowy i sesji zdjęciowej możecie zobaczyć na papierze, albo tutaj.

W sumie to Kuba nie musiał Stana zbyt długo namawiać, ja na powyższy rysunek sporządzony po wywiadzie też nie musiałem.

A teraz mała prasówka.

Rysiek Dąbrowski w białostockiej telewizji regionalnej gawędzi o "Likwidatorze"
Dąbrowski ostro zalazł za skórę lokalnym władzom portretując niektórych jej przedstawicieli w poprzednim albumie "Nad Rospudą", więc nie ma co się dziwić, że w telewizji go pokazują;).
Proponuję ściągnąć materiał, bo na stronie (przynajmniej u mnie) coś nie gra.
Panowie prowadzący są fatalni - amatorszczyzna i ignorancja. Na szczęście Dąbrowski dał sobie z nimi radę. Ale gdyby rozmawiali z "Likwidatorem", na pewno wykończył by ich na miejscu.

W plebiscycie Alei Komiksu "Przekrój" zdobył trzecie miejsce w kategorii "Najlepsze czasopismo promujące komiks". Wyprzedziła nas "Esensja" i "Nowa Fantastyka", ale pokonaliśmy "Dziennik" i "Gazetę". Podobnie jak Daniel Gizicki zdziwiony jestem, że środowisko komiksowe nie doceniło "Dziennika", który komiksowi poświęca bardzo wiele miejsca. Nie zgadzam się jednak z Danielem, że to "Dziennik" bardziej zapracował na to wyróżnienie niż "Przekrój".

"Przekrój" poza tym, że jako jedyny tygodnik opinii ma stałą kolumnę z recenzjami komiksów, wydał również "Stan" Jacka Frąsia, a prace Raczkowskiego, Maciejowskiego i Sasnala powodują, że ludzie, którzy na co dzień po komiksy nie sięgają, mają z tym medium jednak jakiś kontakt.
"Promocja" (jak paskudnie to brzmi) komiksu to chyba nie tylko recenzje, ale także miejsce tej sztuki na łamach pisma w postaci pasków czy takich inicjatyw jak uczczenie pięciu dych na karku "Tytusa".





7.5.08

Konkurs. Wygraj album z autografem!


"Pod chmurką" istnieje już kilka tygodni, ale oficjalna zapowiedź w "Przekroju" pójdzie dopiero w jutrzejszym numerze, bo chciałem najpierw dobrze naoliwić mechanizm, żeby ładnie się kręcił. Z okazji jutrzejszej oficjalnej inauguracji bloga mam dla Was konkurs. Do wygrania dwa egzemplarze albumu "Alois Nebel. Złote góry" z autografem rysownika, ufundowane przez Zin Zin Press.

Pytanie konkursowe jest proste jak nowa matura z polskiego:
Jaki tytuł nosi czeski opiniotwórczy magazyn komiksowy, wydawany w Brnie?

a) SHHH

b) AARGH!

c) Strapazin

Tylko jedna odpowiedź jest poprawna (ale żeby nie było potem nieporozumień, wolę to napisać). Odpowiedź należy wysyłać na adres sebastian.frackiewicz@gmail.com.Na Wasze maile czekam do 20 maja. A o samej scenerii, w której dzieje się "Alois Nebel" napiszę jeszcze słówko wkrótce.

ps. mam kopnięty kalandarz/datownik na blogu. Piszę te słowa przed 22.00, a i tak wyświetli inną godzinę. Ktoś wie, jak to zmienić?



6.5.08

Śmierć i zmartwychwstanie


Przeczytałem właśnie „Balsamistę” i uczucia mam doprawdy mieszane. Już samo podjęcie tematu śmierci w czasach wiecznej młodości, radości i kariery zasługuje na uwagę. Tylko, że sposób, w jaki prowadzona jest opowieść dokładnie odpowiada tym czasom. „Balsamista” składa się bowiem z nowelek, takich relacji z interwencji specjalisty od umierania. Tytułowy bohater, niezbyt akceptowany przez japońskie społeczeństwo (stygmat jak u średniowiecznego kata) spełnia w nim bardzo pozytywną rolę – pomaga złagodzić ból po stracie bliskich. Tylko w gruncie rzeczy ten ból i tragedia pokazane są w bardzo zdawkowy sposób. Jak w wideoklipie. Pojawia się kłopot, ktoś umiera, na scenę wkracza balsamista, który robi swoją „dobrą robotę” i przechodzi do następnej. Trzeba oddać autorowi, że nie traktuje śmierci infantylnie, ale można mieć wrażenie, że się jej boi, woli zaledwie dotknąć zagadnienia, niż je pogłębić. Dlatego „Balsamistę” zwyczajnie dobrze się czyta. A w tym wypadku to zdecydowanie za mało. Komiks nie spowoduje egzystencjalnego wstrząsu, nie przeżyjemy dzięki niemu katharsis. Po lekturze spokojnie możemy iść spać, jedząc wcześniej smaczną kolację (choć to podobno niezdrowe). Nie dowiemy się na przykład, co dzieje się z młodym mężczyzną po śmierci jego niedoszłej żony. Widzimy tylko jej pogrzeb. A jak poradzi sobie ze swoją samotnością i stratą ukochanej to już jego problem – czytelnik nie będzie mu towarzyszył. Mitsukazu Miara może rozkręci się w drugim tomie, a na razie można stwierdzić tylko tyle, że trochę nieostrożnie wzięła się za ciężki temat, którego nie do końca potrafi udźwignąć.

Skoro jesteśmy przy temacie śmierci, dla odreagowania weźmy się za zmartwychwstanie. Trudno to pojąć, ale znowu ktoś postanowił ożywić „Kapitana Żbika”. Tym razem w roli doktora Frankensteina wcielają się władze Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Niesamowite, że Policja nadal wierzy w potencjał tak nieprzystawalnej do naszej rzeczywistości postaci jak bohater Władysława Krupki. Naprawdę, już egipski faraon byłby bardziej świeżym herosem niż starej daty glina. Już widzę te tłumy, które rwą się do pracy w Policji po lekturze „Warto wstąpić”. Autorami nowej serii są Maciej Jasiński i Łukasz Cieciuch, z pełnym błogosławieństwem Krupki. Szkoda, że Policja nie miała lepszego pomysłu na kampanię promocyjną. Jeśli tak bardzo potrzebny był oldschoolowy klimat, lepiej było już zrobić jakąś komputerową nawalankę, jak to Żbik kapiszonuje gitowców, ćwicząc na nich chwyty judo. Mam nadzieję, że to ostatnia próba ożywiania trupa jakim jest „Żbik”. Do pełni szczęścia brakuje tylko „Czterech Pancernych w Iraku”, zachęcających do misji wojskowych i „Pilota F-16”, gdzie wnukowie bohaterów z „Pilota Śmigłowca” zakochują się amerykańskich myśliwcach.