2.4.08

Obrazki o Holokauście w gimnazjach


Wokół komiksu „Poszukiwanie”, wydanego przez Fundację Anny Frank zrobił się już spory szum.
Oczywiście nie ze względu na sam fakt publikacji polskiej edycji, ale dlatego, że w wybranych polskich gimnazjach trwa właśnie program pilotażowy, który pokaże, czy „Poszukiwanie” może stać dobrym materiałem dydaktycznym o Holokauście. Sięgnąłem po ten album i dołączone do niego materiały dopiero teraz, aby trochę zdystansować się do medialnych newsów.

Prawdę mówiąc z „Poszukiwaniem” problem jest dość złożony. Każdy, kto miał do do czynienia w ostatnich latach z systemem edukacji w Polsce, (jako nauczyciel, praktykant czy uczeń) wie dobrze, że jego ewolucja postępuje w żółwim tempie, a lekcje polskiego i historii nadal są zdominowane przez podręcznik oraz tradycyjną lekturę. Teoretycznie w programie funkcjonuje coś takiego jak prezentowanie wiedzy humanistycznej poprzez różne teksty kultury, jednak w praktyce i tak kończy się na książce. Na film czy – broń Boże – komiks nie ma tam miejsca. O ile film jeszcze gdzieś się czasem pojawi – komiks jako tekst kultury nie istnieje. A już komiks o Holokauście byłby chyba bluźnierstwem. Widać to dobrze po pierwszych reakcjach nastolatków na „Poszukiwanie”, która przytaczała zarówno „Wyborcza” jak i „TVN”. Widok gimnazjalistów kręcących głowami, że komiks to nie jest dobra forma do prezentowania tak poważnych rzeczy wydał mi się niemal kuriozalny.

Czy to nie dziwne, że Międzynarodowe Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, które firmuje „Poszukiwanie”jest przychylnie nastawione do komiksu, a dzieciaki nie? Tyle, że uczniowie zapewne nie znają ani „Maus” „Achtung Zelig” czy „Josela”, które o Zagładzie opowiadają w doskonały sposób. W tym momencie pojawia się pytanie, czy rzeczywiście gimnazjaliści tak myślą, czy w obecności kamery wypadało tak myśleć. Jeśli to pierwsze, wtedy naprawdę przykro się robi, że ich sposób recepcji kultury jest tak schematyczny . Dlatego wprowadzenie „Poszukiwania” na listę materiałów dydaktycznych byłoby dobrym pomysłem. Raz, że może trochę skruszy betonowy sposób myślenia o historiach obrazkowych, a po drugie – to dość dobry album. Scenariusz został napisany naprawdę doskonale. Na 60 stronach autorzy w płynny, dynamiczny sposób potrafili pogodzić rodzinną historię z dużą porcją wiedzy i nie wyszedł z tego bryk w obrazkach, ale przejmująca opowieść. Piszę jednak „dość”, bo forma graficzna komiksu niszczy pracę scenarzystów. Przez tyle lat dziesiątki twórców głowiło się, jaki język i forma są odpowiednie do narracji o Zagładzie, a rysownik „Poszukiwania” żył chyba w błogiej nieświadomości tych artystycznych dylematów.

Kreska Erica Heuvela to taki klasyczny Tintin, neutralna, lekka, bez wyrazu. Co dziwne, komiks został starannie wyczyszczony z drastycznych scen, a obrazy przemocy są nad wyraz estetyczne. Tak samo jak wizja Auschwitz, gdzie nie ma krwi, błota i brudu, a „ładne” pasiaki. Mam wrażenie, że zostało to zrobione dlatego, żeby przekazać uczniom określoną wiedzę, a zarazem nie szokować ich makabrą drugiej wojny. Tylko, że o wojnie nie da się wiarygodnie bez tej makabry opowiadać, a szok jest jak najbardziej wskazany – bo przekornie również pełni funkcję edukacyjną. Brutalniejsze sceny niż w „Poszukiwaniu” każdy nastolatek może obejrzeć w telewizji, więc w gruncie rzeczy bardziej naturalistyczna wersja komiksu raczej by mu nie zaszkodziła. Dlatego „Poszukiwanie” w takiej formie graficznej nadaje się raczej do ostatnich klas podstawówek.

Niemniej, inicjatywa wprowadzenia komiksu o Holokauście do szkół jest cenna. Szkoda, że przy tej okazji nie zaprezentowano kilka tytułów, aby nauczyciele i uczniowie mogli po prostu wybrać. Najlepszym komiksem edukacyjnym byłby w tym wypadku „Maus”, który nie dość, że w dramatyczny i oryginalny sposób relacjonuje tragedię Żydów, to jednocześnie jest wybitną literaturą obrazkową. Być może kiedyś jeszcze pojawi się w szkołach, a tymczasem kibicuję „Poszukiwaniu”, bo choć nie jest to album bez wad, to może przyczyni się do odnalezienia w polskich szkołach bardziej otwartej postawy na inne niż klasyczne sposoby edukacji.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Jestem maturzystą, egzamin za miesiąc i mam taką refleksję dotyczącą rówieśników: na komiks spojrzą równie krzywo jak na grubą książkę, którą każe im się przeczytać. A na komiks nawet trochę bardziej łaskawie, bo w końcu czyta się go o wiele szybciej.

Z drugiej strony, komiksy są o wiele droższe niż komiksy. Zakup "Berlina" albo "Mausa" to jednak spory wydatek, na który mało kogo będzie stać. Przy takim stosunku cen komiksów do zarobków Polaków, można się z pomysłem pożegnać.