Niespodziewany hicior BFK
Na BFK przyjechałem po konkret: odpocząć nad morzem i zrobić wywiad z RongRong Luo.
Jedno i drugie się udało. Poza tym odpowiedziałem sobie na pytanie z dzieciństwa/ wczesnego nastolatkowania pt. „Czy Simon Bisley fizycznie przypomina Lobo”? Odpowiedź brzmi: tak. W dodatku chwilami zachowuje się jak Lobo. Olga Wróbel, która robiła za tłumacza w czasie konferencji prasowej musiała wykazać się anielską cierpliwością, bo twórca był nieznośny (aczkolwiek bardzo dowcipny), wchodził w słowo, nie pozwalał przetłumaczyć fragmentów wypowiedzi. Na konferencji padały pytania głównie o tajniki warsztatu i metal. Bisley to artysta błyskotliwy i ma naturę showmana. Zatem źle być nie mogło. Chwilę później kolejka po autografy Bisleya była imponująca, bardziej niż jego „Biblia”.
Powiedzmy wprost: Bisley w roli rysownika komiksowego spełnia się doskonale, w roli ilustratora – już niekoniecznie, chyba, że ktoś lubi ten kiczowaty styl i klimat (mam na myśli szczególnie kolorowe ilustracje), powszechnie panujący na okładkach książek fantasy, tę nieznośną estetykę odpicowanej „ładności” z odpowiednią ekspozycją mięśni i teatralnym pozowaniem. O wiele bardziej interesujące były „Czerwone króliki” RongRong Luo – prosta, alegoryczna, ale efektowna książka obrazkowa, robiąca wrażenie mocną kolorystyką. Nie mówiąc już o papierowej edycji „La Masakry” (www.lamasakra.blogspot.com), która jest ekstremalnie odpałowym, chorym zeszytem i chyba może nosić tytuł najbardziej hardkorowego polskiego komiksu XXI wieku. Jestem ciekaw, czy ktoś jest w stanie to przebić. Gdybym chciał zrobić akcję a’la Banksy, z niektórych polskich komiksów historycznych wyrywałbym rozkładówki i wklejał do nich strony z „La Masakry”.
BFK miało, tak jak w zeszłym roku, pozytywną, kameralną, leniwą atmosferę. Przy okazji wizyty w Trójmieście po raz drugi zakochałem się w Gdyni. Zadbane śródmieście, szerokie ulice, przestrzeń, morska bryza i plaża. Mógłbym się przeprowadzić już dziś. Wiadomo, z punktu widzenia przyjezdnego letnika wszystko wygląda idealnie, ale ciężko mi się wracało stamtąd do szarego i spiętego Poznania.