9.4.08

Nieprzystosowany



Tak to bywa z zaplanowanymi wyjściami do kina. Miałem iść na zupełnie „normalny” film, a znowu pociągnęło wilka do lasu, więc koniec końców trafiłem na film „komiksowy”. I to nie byle jaki, bo na animację „De Profundis” stworzoną przez Miguelanxo Prado, znanego i cenionego twórcę z Hiszpanii. Znanego raczej w Zachodniej Europie niż u nas, bo jak dotąd żaden polski edytor nie pokusił się o wydanie jego albumów. Mogliśmy jednak podziwiać umiejętności Prado w zbiorze „Sandman: Noce Nieskończone”. A że miłośników „Sandmana” wśród komiksiarzy mamy dużo, pozwolę sobie na ten przypis. „De Profundis” w warstwie graficznej jest do bólu komiksowy. Piękne, malarskie kadry, soczyste kolory, doskonała, mięsista i gęsta kreska. Ale sam sposób realizacji filmu odbiega znacznie od tego, do czego są przyzwyczajeni miłośnicy współczesnej animacji.

Nie ma tu szybkiej, dynamicznej, akcji czy fajerwerków technicznych. Jeśli przez ostatnie pół roku oglądało się rozkrzyczane japońskie kreskówki, to w trakcie seansu „De Profundis” można dostać nerwicy, wręcz szału, że klatki przesuwają się tak wolno, wręcz ślamazarnie. I mnie też to się udzieliło, a parę osób z pierwszych rzędów po prostu nie wytrzymało „tempa” i wyszło. Prado proponuje bowiem coś zupełnie innego – kontemplację, smakowanie fantastycznych, podmorskich krajobrazów i przestrzeni. Wszystko to w poetyckiej, a nadto bardzo melancholijnej opowieści o rysowniku, który chciał zostać rybakiem. Niebagatelną rolę odgrywa tu doskonała, nastrojowa muzyka symfoniczna, bez której „De Profundis” byłby jak Chuck Norris bez wąsów i kapelusza.

Tylko po obejrzeniu „De Profundis” (nie skapitulowałem, zostałem do końca) ciśnie się na usta jedna, dość smutna refleksja. Jesteśmy paskudnie sformatowanymi widzami, przyzwyczajonymi do jednego stylu odbioru: z szybkim tempem, ściśle określonymi zasadami percepcji, technicznymi bajerami itd. W bardzo zabawnym dokumencie o macedońskich cyganach „Księga rekordów Szutki” (Szutka to cygańskie miasto) jeden z lokalnych „gwiazdorów” muzyki chwali się, że ma najlepsze klipy, bo zawierają najwięcej efektów i w każdej sekundzie coś się dzieje. Miejmy nadzieję, że chodząc do kina nie zaczniemy oczekiwać właśnie czegoś podobnego. O ile już tego nie robimy, a po spotkaniu z takim Prado właśnie wyłazi to na wierzch.
Ale zaprawdę, przy sposobie opowiadania historii jaki prezentuje „De Profundis”, nawet oszczędne „Persepolis” toczy się niczym wyścigi formuły jeden. Warto to zobaczyć i zmierzyć się z Prado.


Tutaj trailer filmu



2 komentarze:

Zychu pisze...

No w sumie może się wybiorę do Cinema.Jak będzie nudno to przejdę do innej sali na inny film(np. Rambo)

Alice in Monsterland pisze...

Byłam pod wielkim wrażeniem filmu. Tylko pan siedzący obok mnie bardzo się denerwował, że brak wartkiej akcji. Później rozdzierająco ziewał. Ech, ta widownia;)