6.5.08

Śmierć i zmartwychwstanie


Przeczytałem właśnie „Balsamistę” i uczucia mam doprawdy mieszane. Już samo podjęcie tematu śmierci w czasach wiecznej młodości, radości i kariery zasługuje na uwagę. Tylko, że sposób, w jaki prowadzona jest opowieść dokładnie odpowiada tym czasom. „Balsamista” składa się bowiem z nowelek, takich relacji z interwencji specjalisty od umierania. Tytułowy bohater, niezbyt akceptowany przez japońskie społeczeństwo (stygmat jak u średniowiecznego kata) spełnia w nim bardzo pozytywną rolę – pomaga złagodzić ból po stracie bliskich. Tylko w gruncie rzeczy ten ból i tragedia pokazane są w bardzo zdawkowy sposób. Jak w wideoklipie. Pojawia się kłopot, ktoś umiera, na scenę wkracza balsamista, który robi swoją „dobrą robotę” i przechodzi do następnej. Trzeba oddać autorowi, że nie traktuje śmierci infantylnie, ale można mieć wrażenie, że się jej boi, woli zaledwie dotknąć zagadnienia, niż je pogłębić. Dlatego „Balsamistę” zwyczajnie dobrze się czyta. A w tym wypadku to zdecydowanie za mało. Komiks nie spowoduje egzystencjalnego wstrząsu, nie przeżyjemy dzięki niemu katharsis. Po lekturze spokojnie możemy iść spać, jedząc wcześniej smaczną kolację (choć to podobno niezdrowe). Nie dowiemy się na przykład, co dzieje się z młodym mężczyzną po śmierci jego niedoszłej żony. Widzimy tylko jej pogrzeb. A jak poradzi sobie ze swoją samotnością i stratą ukochanej to już jego problem – czytelnik nie będzie mu towarzyszył. Mitsukazu Miara może rozkręci się w drugim tomie, a na razie można stwierdzić tylko tyle, że trochę nieostrożnie wzięła się za ciężki temat, którego nie do końca potrafi udźwignąć.

Skoro jesteśmy przy temacie śmierci, dla odreagowania weźmy się za zmartwychwstanie. Trudno to pojąć, ale znowu ktoś postanowił ożywić „Kapitana Żbika”. Tym razem w roli doktora Frankensteina wcielają się władze Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Niesamowite, że Policja nadal wierzy w potencjał tak nieprzystawalnej do naszej rzeczywistości postaci jak bohater Władysława Krupki. Naprawdę, już egipski faraon byłby bardziej świeżym herosem niż starej daty glina. Już widzę te tłumy, które rwą się do pracy w Policji po lekturze „Warto wstąpić”. Autorami nowej serii są Maciej Jasiński i Łukasz Cieciuch, z pełnym błogosławieństwem Krupki. Szkoda, że Policja nie miała lepszego pomysłu na kampanię promocyjną. Jeśli tak bardzo potrzebny był oldschoolowy klimat, lepiej było już zrobić jakąś komputerową nawalankę, jak to Żbik kapiszonuje gitowców, ćwicząc na nich chwyty judo. Mam nadzieję, że to ostatnia próba ożywiania trupa jakim jest „Żbik”. Do pełni szczęścia brakuje tylko „Czterech Pancernych w Iraku”, zachęcających do misji wojskowych i „Pilota F-16”, gdzie wnukowie bohaterów z „Pilota Śmigłowca” zakochują się amerykańskich myśliwcach.

Brak komentarzy: