Jednocześnie, choć komiks nie jest mile widziany na Europejskim Kongresie Kultury, to właśnie komiksem Polska chce się chwalić w świecie. Komiks już promował Polskę w Strasbourgu. Za chwilę w ramach polskiej prezydencji komiks będzie promował nasz kraj w Tokio. Pewnie jeszcze ukaże się w tym roku kilka komiksów historycznych promujących kolejne postaci z podręczników i miasta. A i jeszcze komiks o Miłoszu można zrobić. I kolejnym powstaniu, i kolejnym….Promocja, promocja, promocja.
Zatem komiks jest pierwszy do roboty, ale ostatni do zasług. Skoro już tak bardzo Polska chce się promować komiksem, dlaczego nie utworzy czegoś w rodzaju Polskiego Instytutu Sztuki Komiksowej na (wzór PISFu). Jak deal to deal. My robimy czarną robotę kulturalnej propagandy, ale dostajemy coś w zamian. Kasą można wspierać kinematografię, a wydawanie albumów polskich twórców już nie? A jeśli są jakieś pieniądze na komiks z instytucji państwowych, to na takie, które znowu mają coś promować. Własna twórczość, autorskie aspiracje nie są nikomu potrzebne. W końcu one niczego nie promują. Jestem ciekaw, czy decydenci kulturalni zdają sobie sprawę, jak niewiele albumów polskich twórców ukazało się w tym roku. I lepiej, żeby faktycznie szybko promowali Polskę komiksem. Za chwilę nie będę mogli tego zrobić, bo starszego pokolenia rysowników i scenarzystów nie zastąpi młodsze. To starsze za chwilę wypadanie z zabawy, bo zajmie się pracą zarobkową, na czasochłonne komiksowe hobby zabraknie roboczogodzin. Zaraz odezwą się głosy, że przecież te wystawy w Tokio są także po to, żeby promować konkretnych artystów biorących w nim udział. Szczerze w to wątpię. Nie ma lepszej formy promocji dla artysty niż kasa, grant, dotacja, dzięki którym może się rozwijać. I zapłacić rachunki. Mówimy rzecz jasna o kasie, która starcza na coś więcej niż mazaki. I nie mówimy także o nagrodach w konkursach komiksowych, które w porównaniu do nagród w innych konkursach artystycznych wypadają blado. Dla porównania: nagroda w konkursie na komiks o Miłoszu - 3000 zł. Grand Prix w artystycznym konkursie im. Gepperta 30 000, nagroda za debiut na ostatnim Silesiusie 20 000. Zera robią różnice.
Czasem cholernie naiwnie myślę sobie, że w komiksowie przydałby się mały bunt. Na przykład wszyscy twórcy solidarnie odmawiają udziału w konkursach powstańczych, konkursach o Miłoszu czy innych historycznych fanaberiach. Nie robią żałosnych komiksów o miastach i księdzu Kostce. Nie biorą udziału w wystawach promujących Polskę. Nie biorą udziału w żadnych akcjach promujących cokolwiek poza ich własną twórczością. I bunt będzie trwał dopóty, dopóki polskie instytucje kulturalne przestaną traktować artystów komiksowych jak frajerów od brudnej roboty. Bunt aż do momentu, kiedy pojawią się mechanizmy wspierające finansowo komiks tak, jak inne dziedziny sztuki. Ale taki bunt to komiksowie scence fiction.