24.11.10

Jutro w Poznaniu


Pierwsza odsłona nowych spotkań komiksowych w stolicy Wielkopolski. Temat: "Komiks Zachodni, a komiks Japoński". Czyli poszukiwanie podobieństw i różnic między mangą, a resztą komiksowego światka. Prowadzą i reprezentują Filip Bąk (Radio Afera) oraz Paweł Olejniczak (sklep KiK).  

25.11, Wyższa Szkoła Języków Obcych, ul. Piekary 5, godz. 18.00

15.11.10

Ignorancję wskazać palcem


Wszyscy, którzy siedzą w komiksowym światku te kilka lat, doskonale pamiętają, do czego dawniej służył temat „O komiksach w mediach” na Forum Gildii Komiksu. Służył głównie do tego, by dawać po łbie recenzentom z mediów mainstreamowych, którzy wypisywali bzdury o historiach obrazkowych, nie mając o nich bladego pojęcia. Minęło kilka lat i śmiem twierdzić, że dziennikarze mainstreamowi na ogół nie mają problemów z komiksem. Sytuacja się odwróciła – to nagle branżowy serwis zaczyna publikować totalnie idiotyczne, ignoranckie teksty o komiksie. Oczywiście dziś wszystko jest subiektywne i każdy może mieć swoje zdanie, choćby było głupie do potęgi. Ale sytuacja, kiedy czyjeś bzdury legitymizuje publikacją na swoich łamach Aleja Komiksu jest rozbrajająco zabawna i piekielnie smutna zarazem. Dlatego warto pewne zjawiska piętnować i nazywać po imieniu. Tym bardziej, kiedy ktoś zaczyna Cię prowokować.

Zatem ujmując sprawę wprost. Od lat nie czytałem głupszych recenzji komiksowych niż  2 teksty Tadeusza Fułka na Alei Komiksu. Od lat nie widziałem tak wspaniałego pokazu ignorancji, dyletanctwa i braku znajomości tematu. Nie wspominając już o braku elementarnej wiedzy z zakresu kultury wizualnej i tradycji komiksowej.

Ale najpierw prywatne porachunki.

Recenzja „Niedoskonałości” Tadeusza Fułka

Na swoje nieszczęście zanim zabrałem się za komiks przeczytałem recenzję w „Przekroju”, w której autor pisał, że po dzieło Tominego nie będą się bali sięgnąć ludzie brzydzący się komiksem, ponieważ jest to sztuka wyższej półki. Dla mnie nie jest żadnym komplementem, że hipsterska młodzież z Warszawy może sobie poczytać komiks w tłumnym lokalu sympatyzującym ze środowiskami lewicowymi i weganami, a nie musi się chować w zaciszu własnej toalety i oddawać się lekturze w ramach „guilty pleasures”.

Przykro mi, że autor nie poczuł ironii w mojej recenzji i chciałbym go poinformować, że nie mieszkam w Warszawie, ani nawet pod Warszawą. A jeśli ktoś ma kompleks prowincji to już jego problem. Tyle prywaty, a teraz konkrety merytoryczne. Cytuję dalej tę samą recenzję.

Nie rozumiem i nie chcę rozumieć, dlaczego komiksy w formie ascetycznej i rezygnujące z elementów, które konstytuują komiks, miały by być bardziej nowoczesne, świadome, bardziej artystyczne i ambitniejsze.

Rozumowanie to trudne zadanie. A jakiego konstrukcyjnego elementu u Tomine brakuje? Kadrów? Ramek? Dymków? I dalej…

Uważam, że po paru latach dzieło Adriana Tomine popadnie w zapomnienie i będzie głównie historycznym zapisem rozterek młodych amerykanów azjatyckiego pochodzenia na początku XXI wieku. W tym zakresie jest to bardzo dobry komiks, z którego niejeden Ben Tanaka może się czegoś o sobie nauczyć. Jednoznacznie nie da się „Niedoskonałości” opisać ani podsumować. I bardzo dobrze – w końcu to komiks artystyczny.

Jasne, że się nie da, jak nie wiadomo, z czym ma się do czynienia. Na pewno zostanie zapomniane i na pewno jest to komiks artystyczny. Aż tak artystyczny, że szok. Strasznie artystyczna i trudna do opisania forma.

A teraz ostatnia recenzja „Krzyku ludu” Tadeusza Fułka również z Alei Komiksu

Dość banalna i dziecinna kreska rysownika w stylu bajki „Było sobie życie” albo też przygód Lucky Luke'a nie upraszcza bynajmniej czytania. Nie pasuje do gniewnych i brutalnych czasów sportretowanych w „Krzyku Ludu”, nie przekonuje zupełnie okrutnymi (w zamierzeniu autora) scenami, a ludzie o kartoflowych nosach niezbyt wiarygodnie wypadają wygłaszając wzniosłe hasła. Bardzo często nie wiadomo w ogóle, z kim mamy do czynienia, ponieważ wszyscy bohaterowie wyglądają podobnie. Kiedy na scenę wchodzą ważne historyczne postacie przewodzące Komunie, zupełnie już nie wiadomo kto jest kto. Nie znajduję żadnego uzasadnienia dla takiej stylizacji, którą nazwałbym po prostu ambiwalencją rysunkową. Zupełnym jednak absurdem są w takim wypadku duże plansze przedstawiające płonącą stolicę Francji lub jej panoramy – zwyczajnie nie ma na co patrzeć i mija się te strony jako przerywnik.

Proponuję: Nie oglądać już „bajek”, wrócić na lekcje plastyki, wybrać się czasem do galerii, poduczyć się trochę z historii (albo nie chwalić się brakami z tejże dziedziny), a najlepiej nie pisać o komiksach.

Chciałbym napisać, że „zanim się zorientujemy, skończymy komiks”, ale tak niestety nie jest – 300 stron, czasami gęsto wypełnione tekstem, to zadanie na 2/3 wieczory. Nie ułatwiają go częste przypisy, które rozbijają narrację odsyłając nas na ostatnie strony książki – w połowie lektury darowałem sobie zerkanie tam, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie sposób spamiętać wszystkich detali i niuansów historycznych.

No i warto poćwiczyć pamięć, najlepiej czytając przypisy. Przypisy występują także w książkach. Czytając książki człowiek oswaja się z przypisami.

Szkoda słów. Na miejscu Tadeusza Fułka schowałbym się do głębokiej nory z toną komiksów. I wrócił do pisania o nich za 10 lat.

Szkoda też, że Aleja Komiksu kompromituje się publikując te bzdury i wyrządza krzywdę wszystkim swoim czytelnikom. I pewnie też tym mainstreamowym dziennikarzom czy  fanom komiksu, którzy dopiero zaczynają interesować się obrazkowym medium i wchodzą na Aleję w poszukiwaniu informacji czy opinii. Jaki temat założymy dziś na forum Gildii Komiksu?

8.11.10

Zemsta

Kilka lat temu jedna z polskich agencji interaktywnych ogłosiła śmierć prasy i stworzyła dość niewybredną kampanię na ten temat z wymownym nagrobkiem, na którym widniał napis. "Ś.P. Prasa Drukowana 1452-2012". Zrobił się szum, właściwie sporo szumu. W związku z tym, że jestem fanem ładnego papieru, dużych formatów i dobrych zdjęć w druku, wrzucam podobną reklamę- zemstę, promującą periodyk "City magazine". Jej autorzy, belgradzki oddział McCann Erickson, wykazali się większym polotem niż ekipa z Polandu. I hasło też lepsze.

                                                          

1.11.10

Czarno-biała prasa kolorowa

Miałem od wuja różnej roboty, bo przeprosiłem się z copywriterskimi zajęciami, od których zrobiłem sobie prawie 1-5 roczną przerwę, co podziałało bardzo odświeżająco na głowę. Z drugiej strony marazm na rynku komiksowym spowodował, że właściwie nie chciało mi się o niczym pisać. Dyskusje o zeszytkówkach, co jest mainstreamem, a co nie oraz syndrom empikowy zostały już przewałkowane. Relacje z MFKi i fotorelacje w każdym serwisie. Z drugiej strony chyba musi być naprawdę źle, skoro serwisy komiksowe coraz częściej publikują wywiady z wydawcami, a nie artystami. Takie czasy. Ale choć zaniedbałem bloga, pisania o komiksie nie zaniedbałem. W zmienionym layoucie "Przekroju" kolumna komiksowa naturalnie pozostała, a wzorem fejsbookowego lansu (przy okazji skasowałem swoje konto), który ostatnio polega na nagłaśnianiu każdego beknięcia, pragnę się polansować swoimi ostatnimi publikacjami z tzw. kolorowych magazynów, które - jak na złość - mają czarno-białe okładki. We wrześniowym "Exklusivie" poszedł tekst pt. "Twoja stara czyta Thorgala" o związkach komiksu ze sztuką galeryjną i komiksiarzach działających na styku tejże sztuki galeryjnej i komiksowego światka. Udział wzięli: Jakub Woynarowski, Tymek Jezierski, Maciej Sieńczyk, dodatkowo sytuację skomentowali: Michał Śledziński + Mikołaj Tkacz. A warto o tym pisać, bo wystawy takie jak "Czas na komiks", która wyważa otwarte drzwi pokazują, że obieg galeryjny ma blade pojęcie o o komiksie. Szczególnie polecam teksty organizatorów wystawy. W drugą stronę poziom uprzedzenia jest mniej więcej analogiczny.


Natomiast w październikowym "Take me" wywiad z Maksem Anderssonem. Max był w Poznaniu w czerwcu i w ramach festiwalu Animator prezentował swoje filmy animowane, grzechem byłoby nie zrobić z nim rozmowy. Pracę ułatwił mi fakt, że żaden (dosłownie) polski serwis komiksowy nie poinformował fanów o wizycie Anderssona  (pewnie nikt nie dosłał notki prasowej), więc nie musiałem ustawiać się w kolejce po wywiad z innymi dziennikarzami. Super. Spora część rozmowy dotyczy "Bosnian flat dog", który podobno jeszcze w tym roku zobaczymy na półkach.

                      
                              
Właściwie powinienem podwójnie podziękować polskim serwisom komiksowym za syndrom "nie dosyłasz info prasowego, nie masz newsa". Dzięki temu nie dość, że Andersson miał czas na długi wywiad, to jeszcze Norbert Jankowski, kolega-fotograf, z którym tego dnia pracowaliśmy w duecie miał czas, by zrobić konkretną sesję foto z pirotechnicznym zacięciem. Bomba pojechała z Anderssonem do Berlina jako tradycyjna, powstańczo-rewolucyjna pamiątka z Polski.

                            foto: Norbert Jankowski